BATE

Rozmowa z liderem BATE Borysow

Słyszeliście w ogóle o takiej ekipie jak Piast Gliwice do dnia 6 sierpnia 2010 r.?

Samą polską sceną kibicowską interesuję się od dawna. O Piaście pierwszy raz słyszałem w 2006 r. kiedy to chłopaki z Dynama Mińsk wracali z Bratysławy, gdzie rozgrywali spotkanie europejskiego pucharu. Postanowili zajechać do Gliwic na mecz z ?Jagą?. Od nich dowiedzieliśmy się o was i o tym, że dobrze ich przyjęliście.

 

Opisz krótko swoimi słowami początki przyjaźni i pierwsze kontakty.

Zawsze mnie interesował polski ruch kibicowski i bardzo chciało się osobiście zobaczyć jak u was to wszystko wygląda. Dotychczas widzieliśmy Polaków na turniejach kibicowskich, organizowanych przez chłopaków z Dynama Mińsk. Uczestniczyły w nim Orlęta Radzyń Podlaski oraz Jagiellonia, kontaktów z nikim innym nie mieliśmy. W sierpniu 2010 r. w ramach meczu eliminacji do Ligi Mistrzów trafił nam się wyjazd do Kopenhagi. Jeszcze przed wyjazdem postanowiliśmy obejrzeć jakiś mecz w Polsce. No i przez to powstał pewien mały problem. 7 sierpnia miały zostać rozegrane mecze I kolejki, a właśnie 7-go kończyła nam się ważność wizy, czyli po meczu nie zdążylibyśmy po prostu dojechać do granicy, a to mogłoby spowodować problemy przy staraniu się o kolejne wizy. Na nasze szczęście właśnie Piast miał swoje spotkanie dzień przed podstawową kolejką. Dlatego ruszyliśmy na Śląsk. I tutaj muszę przyznać że jechaliśmy z pewnymi obawami, bo słyszeliśmy że polscy fanatycy są nienormalni i klepią kogo popadnie. Oczywiście teraz to się wydaje absurdalne i zabawne, ale śmiesznie jest czasem o tym wspominać. Generalnie nie zamierzaliśmy wchodzić w jakieś kontakty. Chcieliśmy po prostu pobyć na meczu, przyjrzeć się waszemu dopingowi i atmosferze. W Gliwicach koczujący na białoruskich blachach samochód natychmiast zwrócił na siebie uwagę. Pod stadionem od razu podeszli do nas chłopaki z Piasta i spytali, kim jesteśmy. Okazało się, że przyjęli nas albo za Gieksę, albo za ich zgodę – Banik, zresztą to teraz nie jest istotne. Gdy dowiedzieli się, kim jesteśmy i co tutaj robimy, zaproponowali nam zostawić pojazd i dołączyć do ich towarzystwa. No i tak to się zaczęło?I bez przesady mogę spokojnie przyznać, że tamten dzień zmienił coś w moim życiu. Nie będę opisywał meczu i otoczki wokół niego, którą mogliśmy obserwować, o zadymie z Gieksą wiedzą chyba wszyscy. Naszą świecę dymną oceniła nawet policja. Powiem tak ? nas, w gruncie rzeczy ludzi obcych, przyjęli bardzo ciepło. Na początku chcieliśmy wrócić od razu po meczu, lecz nas tak gościli, że wróciliśmy dopiero dzień później nad ranem z uczuciem dzikiego kaca. Po powrocie do domu mieliśmy już namiary Gliwiczan. W sierpniu poznaliśmy rywali w lidze europejskiej. Ze strony Piasta dostaliśmy wyraźny sygnał, że chłopaki chcą wspierać nas w Holandii. Myślę, że gdyby zamiast Sheriffa czy Dynamo w grupie trafiły się zespoły z Unii Europejskiej, to spotkalibyśmy się wcześniej. Znając dany terminarz LE chcieliśmy jednocześnie zaliczyć jakiś wyjazd z Piastem. W listopadzie zeszłego roku mieliście wyjazd do Polkowic. Tam właśnie się wybieraliśmy, kilka dni przed odjazdem dostaliśmy informację, że do wyjazdu nie dojdzie, gdyż są w planach inne atrakcje. Zresztą i tak na granicy tak długo nas przetrzymali, że nie zdążylibyśmy na wyjazd. Mimo to pod wieczór dojechaliśmy do Gliwic i spędziliśmy tamten weekend dość miło z Piastolami. Później była Holandia, gdzie Piast przyjechał z nami w 25 osób, gdzie po meczu flagi AZ zmieniły właściciela na korzyść Piasta. Był Paryż, gdzie gdyby nie nasi przyjaciele z Gliwic, byłoby nam niezwykle ciężko z policją. Dobre jest to, co się dobrze kończy. Był to bardzo ciekawy wyjazd i spędziliśmy niezapomniane chwile z naszymi nowymi przyjaciółmi. Latem był litewski Ekranas Poniewież, gdzie mimo tego, że Polaków było tylko czterech, udało nam się zdobyć dwie fany Ekranasa jeszcze przed przyjazdem głównej ekipy BATE, a także naszych przyjaciół z Ventspilsa. Przez cały ten okres ciągle był kontakt, jak i w Internecie tak i osobisty. Cały czas dowiadywaliśmy się o czymś nowym. Polska rzeczywiście nas przyciągała?

No i tak aż do meczu ze Szturmem Graz, kiedy to przybiliśmy zgodę, możesz opisać przebieg tego, co działo się na tym meczu?

Przed meczem w Austrii postanowiliśmy przygotować oprawę. Nad tym, co ma być na oprawie długo nie główkowaliśmy. Postanowiliśmy tak – od 2010 roku Piast jest z nami wszędzie w Europie, a czasami Polaków było nawet więcej niż nas (w sensie fanów, a nie pikników). Dlatego właśnie stworzyliśmy taką, a nie inną sektorówkę.

 

Do Grazu przyjechało 24 Piastoli. Niektórzy przyjechali do stolicy Austrii na długo przed meczem i spędzaliśmy z nimi znakomicie czas w hotelu, jak i na ulicach, gdzie gospodarze w ten dzień nie kwapili się do spotkania, na które byliśmy przygotowani. Przy czym przygotowani na tyle, że już po pierwszych 10 minutach pobytu Piasta w Grazie przyjechała policja?Na meczu ekipa Polaków pokazała naszym piknikom jak TRZEBA kibicować. W trakcie spotkania niejednokrotnie wybuchały zamieszki z miejscowymi fanatykami, w wyniku których to właśnie Piast pokazał ?kto tutaj rządzi?. Po meczu wspólnie świętowaliśmy awans do LM. Po raz pierwszy królowała taka wspólna i właśnie BRATERSKA atmosfera. To właśnie wtedy doszło do rozmowy, która miała odpowiedzieć jedno pytanie – CO DALEJ? Oczywiście bardzo chciałem zgody z Piastem, ale trzeba tutaj wziąć pod uwagę pewne kwestie. Otóż po pierwsze, w danym momencie oddaliśmy swoją pozycję nawet wewnątrz białoruskiej sceny kibicowskiej. Po drugie, tryb wizowy między naszymi państwami, a po trzecie, ogólna sytuacja kibicowska na Białorusi. Sytuacja w kraju nie sprzyja rozwojowi ruchu kibicowskiego. Tak się składa, że w wieku 25 lat przeciętny chłopak jest uwikłany problemami i myśli, jak przetrwać i wyżywić rodzinę. Na jeżdżenie na mecze, czy też akcje często nie ma ani czasu ani kasy. Ogólnie rzecz biorąc, pułap wiekowy białoruskiego fanatyka jest niewielki – wynosi on średnio 21-22 lata. Granicę tego wieku pokonują dosłownie jednostki. To ci, którzy potrafią zadbać o siebie i  przetrwać w trudnych chwilach. No i sama sytuacja w mieście. Często chłopak, któremu stuknęła 18ka i skończył szkołę, albo idzie do wojska (gdzie 90% traci zainteresowanie do kibicowania i nie wraca do młyna), albo dostaje się na studia poza Borysowem (w naszym mieście nie ma żadnych wyższych szkół) i znów tracą zapał do kibicowania. Warto wspomnieć o samej sytuacji w kraju, gdzie zakazane są elementarne rzeczy, wszystko znajduje się pod totalną kontrolą psów. W każdej chwili dowolną ekipę po dyrektywie z góry można zrównać z nieznanym związkiem ekstremistów. To, za co w Polsce jest zakaz stadionowy, u nas z pewnością byłaby to realna kara pozbawienia wolności. Do tego sytuacja podobna do tej w Polsce, kiedy to ludzie muszą szukać pracy za granicą, co oczywiście wyklucza obecność na meczach.                                                        

            Co chcę przez to powiedzieć? Chcę wyjaśnić wielu osobom, że sama zgoda w tym przypadku nie jest sobie równa. My nie zdołamy wwieźć do Polski normalnej liczby dojrzałej ekipy przez wypisane wyżej problemy. Sytuacja wizowa doprowadza do absurdu, gdy na europejskich wyjazdach Piastoli jest więcej, niż nas, ja nie wyobrażam sobie, że zdołamy w taki sam sposób wwieźć ludzi na wyjazd Piasta. To wszystko trzeba było przedstawić chłopakom po meczu. Na Białorusi jest już polska zgoda. Dynamo Brześć i Orlęta Radzyń Podlaski. Lecz tam jest nieco inna sytuacja. Między przygranicznym Brześciem a Radzyniem jest ok. 100 km. Do tego Brześć jest drugą ekipą na Białorusi. Dlatego ta zgoda utrzymuje się już ponad 7 lat. A między naszymi miastami jest odległość 1000 km. Bez względu na to, co przedstawiłem, odpowiedź Piasta była taka ? my to wszystko rozumiemy. Będziecie mogli wesprzeć ? haraszo, nie ? wszystko w swoim czasie, gdy będzie trzeba, sami do was przyjedziemy na pomoc. I rzeczywiście, takie słowa mógł wypowiedzieć tylko starszy BRAT.

 

 

Jak wasi fanatycy przyjęli wiadomość o sztamie z polską ekipą i jak się do tego ustosunkowały inne ekipy?

Była to dla wielu niespodziewana nowina, nie wszyscy nawet rozumieli wagę tego kroku. Na początku ze względu na bezpieczeństwo, staraliśmy się nie robić wielkiej reklamy z tego wydarzenia. Wiedziały o tym odpowiednie osoby od nas i od drugich ekip. Informacje przekazywano osobiście. Specjalnie ta informacja nie była rozpowszechniana szerszemu gronu odbiorców w Internecie, by nie przedstawić was naszej milicji. Co dotyczy opinii innych ekip, to były one dość sceptyczne. Występowały opinie typu ? ?po co Polakom zgoda z BATE, skoro oni nie utrzymali swoich pozycji nawet na Białorusi?.

 

A ze strony zarządu była jakaś reakcja?

Szczerze mówiąc ? nie mam kontaktu z tymi ludźmi. Powiem tylko tyle, że przed wyjazdem na Alkmaar niewielu wiedziało o kontaktach z wami, lecz klub już wiedział o waszej obecności na meczu. Podobno obawiali się zadymy na stadionie, bo słyszeli o agresywnych polskich kibicach. Z czasem wasza obecność na naszych europejskich spotkaniach stała się normalnym zjawiskiem i zarząd doskonale widzi, jakie wsparcie okazujecie naszemu zespołowi w Europie. Tak do tematu warto dodać, że w Grazie był najlepszy doping biorąc pod uwagę wszystkie europejskie wyjazdy od momentu założenia klubu i w tym jest wasza zasługa. Tak w ogóle, to zarząd jutro lub za rok może się rozsypać. Jesteśmy MY i WY, a opinie zarządu w tym temacie mam szczerze mówiąc w d?

 

Opisz historie waszego ruchu kibicowskiego.

W 2005 r. zaczęły się pierwsze poważne kroki dążące do stworzenia grupy ultras. Stadion w Borysowie był niemalże jedynym na Białorusi, gdzie można było legalnie odpalić piro. Wtedy to ruszyła taka tendencja – w pierwszej kolei doping, a reszta dochodziła w swoim czasie. Wtedy nie robiło się nic na wielką skalę – parę dużych fan, pirotechnika, balony, no i ludzi namawiano, by przychodzili w barwach na sektor – w ten sposób w młynie było około stu głów. Pierwszy raz spróbowaliśmy wyjazdowego dopingu w Mińsku na meczu z Dynamo. Do tego czasu na wyjazdach bywały co najwyżej transparenty.                                                    W 2006 r. frekwencja zaczęła wzrastać. Na wyjazdy (nie licząc Mińska i Żodino) jeździło średnio 50 osób. Osobno zaznaczam Mińskie Dynamo, ponieważ na to spotkanie i my i oni osobno się mobilizowaliśmy. Oczywiście potencjał Dynama w porównaniu z naszym jest  nie do porównania i nawet podczas spotkań w Borysowie gości było więcej niż gospodarzy. Jednak staraliśmy się na tyle, na ile mogliśmy. Na ostatni wyjazd do Soligorska pojechało 300 osób i jak na tamte czasy to była naprawdę dobra liczba.                                     W 2007 r. sektor zaczął rosnąć. Zaczęliśmy wykorzystywać chorągiewki. Oprawy robiliśmy bardziej na jakość, a nie na ilość. I oczywiście wciąż był upór, by na sektor przychodzić w barwach.

2008 r. Po ?wydarzeniach z Bukaresztu? doszło do niejakiego kompromisu z klubem. Na inaugurację sezonu odpaliliśmy racami napis BATE (pierwszy taki przypadek na Białorusi). Po zamachu w Dzień Niepodległości wykorzystywanie wszelkiej pirotechniki zostało zakazane. Co prawda młyn ciągle się powiększał, dopingu czasami nie dało się dociągnąć. Dlatego stawialiśmy nacisk na formułowanie wizualne. Sezon 08 był dla nas premierowym, otóż po raz pierwszy klub z Białorusi dostał się do Ligi Mistrzów. Nagle na stadionie zaczęły pojawiać się tłumy. Po tym, jak na wyjazdy po Białorusi jeździło 50-70 osób, nagle do Petersburga wybrało się ich aż 600! Wiadomo, że tam była renoma, lecz sam fakt robił wrażenie. W spotkaniach grupowych rozgrywanych na stadionie Dynama w Mińsku były niespotykane tłumy (czegoś takiego nie było nawet na meczach reprezentacji). Lecz o ile wiadomo, że u siebie są wszyscy swoi, to w Mińsku spotkaliśmy się z rzędem problemów. Pierwszy to oczywiście psy. Na pierwszy mecz z Juventusem nawet nie pozwolili nic wnieść (ani transparenty, ani fany, NIC). Druga  to tłum na stadionie, po prostu bardzo ciężko w takich warunkach o dobry zgrany doping. Nawet para setek w młynie, która próbuje zorganizować zgrany doping, tonie w morzu takiego szumu (wuwuzele, gwizdy, krzyki). W listopadzie przyjechał do nas Zenit i pokazał miejscowym piknikom JAK TRZEBA kibicować, i po tym meczu myślę, że wielu zaczęło się nad tym zastanawiać. Na zachodniej trybunie pojawiła się pewna grupka kibiców, która nie zaliczała siebie do grona fanatyków, ale zaczęła po cichu pojawiać się u siebie i jeździć na wyjazdy. W konsekwencji z tej grupki powstał Klub Kibiców. Podczas ostatniego spotkania z Realem zrobiliśmy drukowane transparenty na kijkach ze zdjęciami zawodników i trenerów, a Klub Kibiców zorganizował doping na całym 35-tysięcznym stadionie Dynamo!                                                                Po bardzo udanym sezonie 2008 frekwencja u siebie i na wyjazdach znacząco wzrosła. Większość to oczywiście kibice sukcesu, którzy przychodzili na mecz LM. W spotkaniach u siebie członkowie Klubu Kibica byli rozrzuceni po całym stadionie, lecz na wyjazdach trzymaliśmy się razem.

2009 r. nie wniósł nic nowego w nasze szeregi. Chociaż sektor młynu był pełny (ponad 400 osób). Sto osób na wyjazdach stało się czymś oczywistym. Pirotechnika wciąż była zakazana?

Na początku 2010 r. udało się do dojść do porozumienia i podczas dwóch pierwszych spotkań mogliśmy użyć pirotechniki. O ile w Żodinie zadowoliliśmy się 20 racami i 10 stroboskopami, to na pierwszym meczu u siebie poszliśmy na całość (czarna folia, na której widniał oświetlony stroboskopami napis ?NAM NUŻEN MIR, ŻELATIELNO VES?, w tłumaczeniu  ?potrzebny nam świat, najlepiej cały?, a także race, kolorowe flary i inne gadżety). Na pierwszy mecz u siebie zamontowaliśmy gniazdo dla prowadzącego. Cieszył nas fakt, że pojawiła się grupka młodych chłopaków, którzy z zapałem pomagali nam organizować młyn. Jeżeli wcześniej ten obowiązek spoczywał na 3-5 osobach, to teraz było o wiele więcej osób i było nam już o wiele łatwiej. Praktycznie na każde spotkanie były rysowane sektorówki, były wymyślane kreatywne treści. Wielu na Białorusi (w tym nieprzyjazne nam ekipy) to zauważali.
Na jakie grupy można podzielić waszych kibiców?

Tak naprawdę w Borysowie była tylko jedna taka legendarna banda ? BUZOTERS stworzona przez chłopaków, którzy działali jeszcze w II lidze. Teraz tej ekipy jako takiej nie ma, jednak jej przedstawiciele do dzisiaj jeżdżą na mecze. Więcej żadnej podobnej do nich bandy w Borysowie nie było. Co do podziału to w latach 05-06 wszystkim zajmowali się chłopaki z naszego pokolenia (mieliśmy wtedy 18-20 lat). I ci sami ludzi byli odpowiedzialni i za ultras, i za akcje. Teraz jest już nieco lepiej. Jest młodzież, skupiona wyłącznie na oprawach. Oczywiście dla kogoś priorytetem jest doping, a dla kogoś siłownia. Według mnie nie powinno być takiego podziału. Ten, kto się uważa za fanatyka, powinien stanąć w obronie barw, jak i dopingować.

W jakich liczbach jeździcie na wyjazdy oraz jakie są rekordy?

Samym licznym wyjazdem można nazwać Kijów, gdzie nas pojechało ponad 1000 osób. Sam doskonale wiesz, jaka ekipa tam pojechała. Nie wiadomo kto i skąd. To samo było w Petersburgu, gdzie pojechało nas 600 osób. Jednak podczas zwykłych wyjazdów frekwencja jest coraz lepsza. Średnio jest setka osób, które systematycznie jeżdżą na wyjazdy.

 

Mamy podobne stanowisko, co do zarządu klubu. Jak się zaczął wasz protest i jak wygląda sytuacja w tej chwili?

W zeszłym sezonie na meczu z islandzkim zespołem, na naszym sektorze pojawiły się 2 transparenty 14 oraz 88. Wcześniej każdy to olewał, jednak jest u nas gazeta sportowa ? PRESSBOLL, my go nazywamy P*zdbol. W redakcji tej gazety pracuje dziennikarz, który uważa się za wielkiego przeciwnika wszystkiego, co jest związane z faszyzmem. Jednocześnie jest dobrym przyjacielem jednego z członków zarządu. I właśnie on powiedział: albo zrobisz z tym porządek, albo napiszę o tym w gazecie. Na początku członek zarządu żądał wydania osób odpowiedzialnych za ten transparent, co oczywiście nie zostało spełnione. Potem zaczął zarzucać absurdalnymi pomysłami typu: by dostać się na sektor, będziemy musieli podpisać pewną antyfaszystowską deklarację. Rzecz jasna wysłaliśmy go na ch? Zaczęliśmy bojkotować mecze. Bojkot trwał do wiosny tego roku, do momentu, gdy jedna z ekip postanowiła podjąć negocjacje z klubem.  Przez to u nas doszło do podziału w opiniach. Większość ściśle współpracuje z klubem i zajmuje się dopingiem. My natomiast jesteśmy w mniejszości, nie chodzimy do młyna ani u siebie, ani na wyjazdach.

 

W stolicy jest bogaty zespół (red. Dynamo Mińsk), lecz mistrzem co roku jest zespół z niedużego Borysowa, z czym to się wiąże? Z czego wynika taki brak konkurencji w lidze?

Sęk w tym, że właściciel bogatego zespołu z Mińska ma wyj-ne na klub. On przede wszystkim jest biznesmenem i klub przez to jest dla niego przede wszystkim spółką przynoszącą zysk. A nasz prezes bez względu na to, że ma z nami konflikt, rzeczywiście kocha swój klub i tylko dzięki niemu, jego podejściu, postawionym celom i twardemu stanowisku, my na Białorusi mamy o klasę lepszy zespół od reszty.

 

Możesz nam przedstawić wasze zgody, kosy i układy?

Wiesz co, u nas od czasów ZSRR nie było pojęcia zgód, w takim sensie w jakim wy to rozumiecie. Były po prostu przyjacielskie stosunki między bandami, u was to wszystko jest nie co poważniejsze. Nasi przyjaciele to Dynamo Mińsk. Wcześniej była z nimi zgoda, która trwała niedługo. Teraz między nami są tylko przyjacielskie stosunki. Nasze układy to Torpedo z Żodina, które leży 15 km od Borysowa. Mamy też dobre kontakty z Dynamem Brześć, jednak wcześniej te kontakty były lepsze. Większość ludzi miała ze sobą kontakty osobiste. Generalnie to mamy kontakty z wieloma jednostkami, lecz są to osobiste kontakty, nie na poziomie ekipy. Na przykład tak jak u was przetrwały osobiste kontakty z jednostkami z Bytomia. Nasi wrogowie to: Gomel, Szachtar (po polsku Górnik J) Soligorsk, Dniepr Mogiliew, Belszina Bobrujsk, Partyzan (niegdyś MTZ-RIPO) Mińsk.

 

 

Jeżdżąc za BATE po Europie zwiedziliście wiele stadionów, jak na ich tle oceniacie nasz stadion?

Rzeczywiście udało się pozwiedzać europejskie stadiony. Osobiście przekonałem się, że najważniejszym nie jest pojemność, nie liczy się to, ile on mieści, tylko to czy jest wygodny dla kibica. Mimo niewielkiej pojemności, wasz stadion jest bardzo fajny. Nie licząc braku gniazda wszystko jest super. Na pewno sprzyja temu układ trybun, które są nieco podniesione, przez co ogląda się mecz jakby z balkonu. Jest miejsce na transparenty i przede wszystkim na fany, których macie dość sporo. Dach nad stadionem daje dobrą akustykę, dzięki czemu doping bardziej się niesie.

 

Atmosfera na meczu inauguracyjnym zrobiła na was wrażenie?

Z pewnością. Pierwszy raz brałem udział w takim dopingu. W tym wielka zasługa i prowadzących i dopingujących. Największy plus to brak pałkarzy na trybunach. U nas to dziadostwo wszelkimi sposobami przeszkadza kibicom. Gdy nikt nie przeszkadza, gdy twoi stojący obok dopingują, to nie potrafisz ustać w miejscu i po prostu oglądać meczu. Chce się być częścią młyna i wnieść swój głos w ten ogromny doping.

 

 

Mówi się że Polacy mają głowę do picia, z tego słyną ludzie ze wschodu. Miałeś nieraz okazję ocenić. Tak więc kto ma twardszy łeb do picia?

Wiesz co, pić to u nas potrafią starsi. Jeżeli miałbym oceniać po sobie i po swojej ekipie, to bez wątpienia Polacy mają silniejszy łeb do picia. Gdy pierwszy raz zobaczyłem, jak wasi piją, to byłem w szoku. Nigdy dotąd nie widziałem, by ktoś ze szklanki wlewał sobie wódkę prosto do gardła!

 

Myślisz, że Piast ma szansę zagrać za rok w ekstraklasie?

Szansa jest zawsze. Najważniejsze wierzyć. Prawdziwy kibic zawsze wierzy w swój klub. Czy na dobre czy na złe. Więc życzę kibicom Piasta nie tracić wiary i na całego dopingować swój zespół. Mocno wierzę, że przyjdą czasy, że to my z wami pojedziemy na euro-puchar, i to na WASZ euro-puchar. Wszystko jest możliwe, najważniejsze wierzyć w zespół.

 

wywiad przeprowadzono w listopadzie 2011 roku

Kategoria: | Autor: | Data: 20 lipca 2018

Szukaj

Polecamy

Archiwum



www.PiastGliwice.eu - Nieoficjalny serwis kibiców Piasta Gliwice. 2007-2018: Wszystkie prawa zastrzeżone
Projekt graficzny i wdrożenie: gleniu / Polityka prywatności.