Historia zatacza koło. Rzut oka na mecz Piast – Lechia
Zatem twierdza padła. Po 384 dniach usilnego oblężenia, przeciwnik zdobył warownię przy Okrzei. W istocie nie można powiedzieć, żeby obrońcy złożyli broń, jednak o bitwie stoczonej 31. sierpnia na gliwickich polach należy jak najszybciej zapomnieć. Po bardzo wyrównanym i ciekawym widowisku Lechia Gdańsk w ramach siódmej kolejki PKO Ekstraklasy pokonała niebiesko-czerwonych. Przyjrzyjmy się zatem chłodnym okiem tej potyczce.
Przebieg spotkania
Już od początku zapowiadała się ciężka przeprawa. W pierwszych minutach piłkarze trenera Stokowca wystosowali kilka groźnych kontrataków kończonych strzałami Peszki, Udovicicia, czy Kubickiego. Piast nie pozostawał dłużny. Bramkę Kuciaka nękali Felix z Badią. Jednak od razu dało się zauważyć, że będzie to mecz bramkarzy, słowackich bramkarzy. Zarówno Fero Plach, jak i Dusan Kuciak raz za razem popisywali się swoimi niebagatelnymi umiejętnościami. Kto zwyciężył? O tym mieliśmy się przekonać dopiero w drugiej połowie. Nadeszła 54. minuta, a z nią akcja skrzydłem Lechii, niemoc naszych obrońców, strzał z dystansu mistrza atmosfery, błąd Placha i gol. Krótko mówiąc, seria błędów i głupie skomplikowanie sytuacji. Po tym golu wydawało się, że Piast wreszcie wrócił na dobry tor i zaraz odrobi stratę. Tak się jednak nie stało. W 69. minucie po fatalnym błędzie Tomasa Huka nastąpiła kolejna kontra Lechii, uderzał Sobiech, trafił w słupek, lecz dobijający Udovicić nie pozostawił wątpliwości. Po golu na dwa do zera, Piastunki rzuciły się rozpaczliwie do ataku, co poskutkowało wywalczeniem rzutu karnego. Jedenastkę pewnie na bramkę zamienił Jorge Felix, jednak był to ostatni akcent tego meczu. Mimo wielu desperackich prób nie udało się urwać gdańszczanom punktu.
Dlaczego tak się stało?
Takie właśnie pytanie zadają sobie od wczoraj kibice Piasta. Wielu znawców twierdzi, iż mecz był bardzo dobry w wykonaniu obu zespołów i gliwiczanie nie mają się czego wstydzić. My jednak wiemy swoje i doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że mogliśmy to spotkanie wygrać. Co zatem spowodowało taki, a nie inny obrót wydarzeń? Przede wszystkim zdecydowało wyrachowanie i skuteczność, a Lechiści jak zwykle mieli szczęście. Pierwsza bramka po rykoszecie, druga po fatalnym błędzie obrońcy. Drugim powodem była cokolwiek by nie mówić dyspozycja naszych zawodników. Poza Bartoszem Rymaniakiem, który od początku prezentuje ponadprzeciętny poziom i walczącym za trzech Jorge Felixem cała drużyna zagrała poniżej oczekiwań. Byli nieskuteczni, popełniali dużo prostych błędów i w wielu sytuacjach wyglądali, jakby nie mieli pomysłu na pokonanie zasieków Lechii. Raz za razem ten sam schemat, na skrzydło, wrzutka, wybicie obrońców. Gdy taki styl wyraźnie nie przynosił skutków, lepiej by było go zmienić, niż na siłę próbować szczęścia przy rosłych obrońcach biało-zielonych.
Co tu w ogóle robi Steczyk?
Piast ma swoich wielu bohaterów, jednak raz na jakiś czas pojawia się jeden antybohater. Pamiętamy Rabiolę, Masłowskiego, Vranjesa, teraz ich miejsce z dumą zajmuje nasz drugi napastnik, Dominik Steczyk. Nie rozmawiajmy już o tym, jak wielkim blamażem wizerunkowym jest wypożyczeniez zawodnika z czwartej ligi niemieckiej do zespołu mistrza Polski. Skupmy się już na poziomie prezentowanym przez samego Dominika. Wszyscy widzimy, że chłopak po prostu sobie nie radzi. Krzykniecie zatem pewnie, „Przecież sztab szkoleniowy też to widzi, dlaczego on jeszcze gra?”. Odpowiedź jest prosta – przepis o obowiązkowym młodzieżowcu w meczowym składzie. Gdy w sobotę boisko opuszczał Milewski, pozostawał nam Remek Borkała, bądź właśnie Steczyk, za którym przemawiać mogła potrzeba gnania wyniku i parcia do przodu oraz fakt, że bądź co bądź zaliczył już swój debiut na poziomie Ekstraklasy.
Wydaję mi się, jednak, iż nie jest do dostateczne wytłumaczenie, bo teraz po odejściu Dziczka zarząd powinien zamiast rozdawać bezcelowe zakazy zająć się zainwestowaniem pewnego kapitału na poczet solidnego młodzieżowca, bo gdy zabraknie Milewskiego, będziemy w prawdziwych opałach.
Co dalej?
Za nami siódma kolejka PKO Ekstraklasy, przed nami przerwa na reprezentacje. Trzeba jak najszybciej zapomnieć o sobotniej porażce, bo czekają nas kolejne walki i kolejne zwycięstwa. Nadchodząca pauza to dobry czas, by nowi zawodnicy zgrali się z drużyną i stali się realnym wzmocnieniem składu. Tymczasem zapomnijmy na chwilę o ligowych zmaganiach i wspierajmy biało-czerwonych, a już 16. wrześnie widzimy się w Krakowie!
Trener Fornalik może sobie szukać pracy w Stali Mielec